środa, 22 maja 2013

Z głowy

22 maja br, z głowy.

A propos - "z głowy".

Mieliśmy takiego profesora na Politechnice Warszawskiej, od przedmiotu Części Maszyn.  Nie znałem go osobiście, bo pracował na Wydziale Lotniczym. Ale jego książka była obowiązkową lekturą i korzystałem z niej. Miał charakterystyczny głos człowieka, chorego na polip w nosie, dlatego łatwo go było parodiować.

Był postrachem studentów na kreślarni, gdy zbliżał się termin oddania projektów.
Podchodził do deski takiego delikwenta, oglądał z obrzydzeniem jego rysunek techniczny, wynajdywał kardynalne błędy i grubym ołówkiem, który trudno było wytrzeć gumką, zaznaczał te błędy na wypracowanym w pocie czoła, podczas wielogodzinnych sesji, arkuszu bristolu z projektem.

    Skąd pan to wszystko rysował? (parodiował później kolega-świadek nierzadkiego rytuału)
   Z głowy, panie profesorze.
   To może pan spodnie na głowę założyć... (tu znów dwa palce zatykające nos parodiującego kolegi)

Wczoraj oglądałem zaległy materiał ze strony Telewizja Republika.
To już gwóźdź do trumny. Nie jakieś oszołomy w rodzaju Targalskiego, ani faszyści, jak Cejrowski. Albo pisowscy dziennikarze, nie mający zdolności honorowej, by pracować na stanowisku naczelnego Trójki. (Lepsza Jethon, która sprowadziła Trójkę do poziomu TOK - FM  z większą ilością muzyki.)

Naukowiec o uznanej sławie międzynarodowej, której książki wydają Amerykanie, Niemcy, Japończycy, Australijczycy.

Profesor Jadwiga Staniszkis. Zapamiętałem ją z tego, że szybko się jej pozbyto z grona doradców Komitetu Strajkowego Stoczni Gdańskiej w 80-tym roku. Dzisiaj lepiej rozumiem, dlaczego.

Jej diagnoza "powściągliwa", naukowa, pełna trudnych pojęć, w tym ulubionego słówka "sieciowe", ale o wiele bardziej przerażająca.
Nie będę cytował. Wywiad ciągle dostępny na stronach TV Republika.

     Tu nie chodzi o niepodległość. Tu w ogóle znika Polska. Żadnej woli jakiegokolwiek wpływu na     wypadki. Płynięcie z głównym nurtem. Strach środowiska. Po tym, co się stało z Musiem i Petelickim? Chyba zrozumiałe. I całkowita abdykacja zwykłych Polaków. Moja chata z kraja. Ja? Aby przetrwać. Nie, tak to nie działa i nie będzie działać. Tak nie przetrwamy.

Mniej więcej taka wymowa.

Groza.
Profesor Łysakowski już nie żyje. Był przedwojennym perfekcjonistą. Nie peerelowskim, tylko przedwojennym profesorem Politechniki Warszawskiej. Niedorżniętym przedwojennym inteligentem.

Niedorżnięty. Takie słowo. Znacie? To kalka z rosyjskiego.
Niedorżnięty burżuj.

Słyszałem w rosyjskim oryginale. Taki żarcik.
Trochę skóra cierpła.
Ale nigdy nie podejrzewałem, że nie będą nas dorzynać, tylko nas uśpią. Po ścięciu głowy.
Co by teraz powiedział o naszych Umiłowanych Przywódcach? A co o Śpiącym (po balandze) Narodzie pozbawionym głowy?
Czy jego "surowy" wyrok nie byłby zbyt dobroduszny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz