wtorek, 23 sierpnia 2016

Czytelnictwo KR

Auchan Łomianki, 14 sierpnia 2016 (i później) , Cafe Nero(i gdzie indziej, nie ma lekko, od razu się nie da napisać), przy długim, konferencyjnym stole, przy dźwiękach  country,  stanowiących legalny zestaw kawiarniany. Dla mojego starego ucha – miły
Fajny ten Auchan Łomianki. Chyba najsympatyczniejszy ze znanych mi centrów. Jakiś swojski. Nie wiem, jak tam sklepy. Mało bywam. Towarzyszę. Ale człowiek, który ma tu spędzić godzinę lub dwie i nie nudzi się ze sobą, może tę chwilę spędzić dobrze, owocnie, miło. Stosownie do swoich potrzeb. Teraz leci jakiś fajny blues z zestawu, też nowoczesny, klubowy, można słuchać a nie podrygiwać. Ale zanim zdążyłem to odnotować, facet mocno przyśpieszył i zaczął mnie rozpraszać, chyba zacznę nosić słuchawki…

Czytelnictwo KR pod lupą

Czytałem niedawno (ale w gazecie, nie w książce), że czytelnictwo w Polsce w ostatnim czasie znów spadło. Procent ludzi, którzy w ciągu minionego roku przeczytali przynajmniej jedną książkę spadło z ponad czterdziestu procent do ponad trzydziestu. O kolejnych kilka punktów procentowych.

A to oznacza, że prawie siedemdziesiąt procent społeczeństwa nie czyta prawie w ogóle. A ja nie mam na to żadnego wpływu.

Gośka zaś postanowiła zrobić coś dla czytelnictwa i ogłosiła fajną inicjatywę nafejsie:
Grupa czytelnicza Sprytny Czytelnik. Przeczytać jedną książkę a uzyskać punkty za kilka.

Jako nałogowy mól książkowy, zaproszony do tego ekskluzywnego klubu sprytnego czytelnika, ja, ostatnia, czytelnicza gapa, ogłaszam niniejszym swoją czytelniczą klapę. Nie wyrobię się!
Ileś tam punktów trzeba zarobić, a ja nie zdołam ich zdobyć! Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko oświadczyć, że mieszczę się w tych trzydziestu kilku procentach. Na razie zdobyłem 24 na 52 wymaganych (jedna książka na tydzień - wyśrubowane wymagania wobec średniej poniżej 1 punktu :) ).

Oto moja lista:

Paweł Lisicki. Kto zabił Jezusa?  Prawda i interpretacje, Wydawnictwo M, 2013.
Punkty:
1.Autor - Mężczyzna – 1, 11. Polak – to 2, 18 –Książka ma 376 stron – to 3, 24 – Czytałem naprawdę długo, wreszcie skończyłem – to 4, 29- Oparta na prawdziwej historii, co zostało udowodnione – patrz tekst niżej.  – to 5, 43. 50. w tytule jest Imię Jezus – to 6.

Autor, długoletni redaktor naczelny (Rzeczpospolita, Uważam Rze, Do Rzeczy), z zawodu prawnik, napisał solidną apologetykę wszystkich Ewangelii na raz. Nie wiedziałem, ile polemik napisano w tej sprawie! Zostałem znów umocniony, jak wspaniale się broni Prawda!

Żeby uzyskać taki pokrzepiający rezultat, musiałem jednak przebrnąć przez historyczno-kulturową, zawiłą, specjalistyczną i drobiazgową argumentację prawnika – pasjonata teologii i ... sakramenckiego tradsa, któremu teraz „nasz papież” się nie podoba.
I czytałem to chyba rok. Nie wiem, czy to się w ogóle liczy do roku 2016? Skończyłem pod koniec stycznia…

Ta książka - to dla mnie dodatkowy dowód, że świetni analitycy niekoniecznie muszą mieć teologiczną intuicję nie tylko litery (jakby tego głęboko nie interpretować), ale i ducha Ewangelii , a właściwie Ducha.
Jest także świetnym, bo naukowym, dającym do ręki (a właściwie – na półkę, kto to spamięta i zdoła odtworzyć z pamięci?) potwierdzeniem prawdziwości Ewangelii.
na szczęście takich potwierdzeń nie brakuje i dla tych, którzy nie mają cierpliwości do takich cegieł.

Na przykład o wiele prostszydo przyswojenia jest przypadek pewnego prokuratora z filmu z serii "Czy Bóg istnieje”, opartych na faktach (w TV Trwam a nawet - w "dobrych kinach"). 

Otóż ten człowiek, zeznał w sądzie, że jako prokurator i człowiek niewierzący, postanowił potraktować Cztery Ewangelie, jak zeznania w sprawie Jezusa. Słyszał różne zdania negatywne na temat Ksiąg (że są sprzeczne i zawierają niewiarygodne relacje o dziwnych faktach) i postanowił zrobić prywatne, prokuratorskie śledztwo. Profesjonalna analiza Ksiąg nie tylko wykazała, że nie ma tam właściwie żadnych sprzeczności, ale wprost przeciwnie: że zawierają one rzetelne zeznania,  świadków, z jakimi często się spotykał w swojej praktyce. „Sprzeczności”, jakie są tam zawarte, (np. szacunki liczebności zebranych ludzi itp.) są normalną rzeczą w każdym śledztwie i wynikają z naturalnych różnic  ludzkiej percepcji tych samych zdarzeń, takich, jak źródło zdobycia przez świadka danej informacji (naoczny świadek, czy „pośredni”), naturalnych luk w pamięci, odmiennej wrażliwości na różne aspekty przeżywanej rzeczywistości.

Uważna analiza porównawcza zeznań nie tylko nie wprowadza żadnych istotnych wątpliwości co do relacjonowanych przez czterech różnych świadków wydarzeń, lecz pokazuje charakterystyczną dla prawdziwych zeznań  ich cechę - wzajemnie uzupełniającą funkcję jednego "zeznania" - Ewangelii wobec drugiego. Prokurator podaje przykłady. Jeden Ewangelista opisuje pewne wydarzenie dokładnie, podając szczegóły (co świadczy prawdopodobnie o tym, że był naocznym jego świadkiem). Inny, mając widocznie relację o nim od kogoś innego, podaje je w formie nieco uproszczonej ale jednocześnie ta pośrednia relacja jest wartościowa bo reprezentuje inny punkt widzenia, potwierdzając rzetelność relacji naocznej. Obie relacje wzajemnie się uzupełniają, dzięki czemu wiemy o tym wydarzeniu nie tylko, że musiało nastąpić, ale również wiemy o nim więcej, niż gdybyśmy czytali którąkolwiek, ale wyłącznie jedną relację.

No i „oczywiście”, pointa historii jest taka, że ów prokurator musiał wyciągnąć z tego wniosek. Jaki wniosek? No cóż. Tego już nie powiem. Bo on wcale go nie musiał wyciągać. I nie miało to już znaczenia dla wagi jego świadectwa. Każdy musi wyciągnąć swój własny wniosek.

Melchior Wańkowicz. Królik i Oceany i inne reportaże.
Punkty: 23. Miałem przeczytać w szkole ale się nie udało (bo ciężko było dostać, a i zawartość dla licealisty niełatwa), 28. Była na pewno bestsellerem w PRL (wszystkie jego książki kupowało się albo spod lady, albo wystając w tasiemcowych kolejkach. Mnie udało się kupić jego Karafkę Lafontaine'a, czyli swoisty literacki manual, jak pisać reportaże.

W tym samym, mniej więcej, czasie furorę robił inny literacki podręcznik „jak budować narrację literacką” – dwutomowa cegła Stanisława Lema „Fantastyka i Futurologia”.
Nie interesowałem się literaturoznawstwem tylko literaturą, ze szczególnym uwzględnieniem fantastyki, więc nie tylko kupiłem (nie spod lady- upolowałem w księgarni).
I jak to z Lemem, przeczytałem nawet tę cegłę! Uzyskując świadomość literaturoznawczą na przykładzie literatury s-f. Nieco później  pytałem znajomą studentkę polonistyki, czy Lem jest w programie studiów. Przecież to prawdziwy profesor literatury, a nie tylko „pierwszorzędny pisarz drugorzędnej literatury”. Ależ skąd.
Ostatnio znalazłem książkę – pracę doktorską  o Lemie z tamtego okresu. Uznaje ona ten aspekt twórczości Lema.
A więc - co do percepcji Lema - literaturoznawcy - w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych: wprawdzie studenci – nie, ale doktorzy – już tak. Już wtedy.

Wróćmy jednak do Wańkowicza i jego Królika, czyli – Żony. 
40. Przewodnik turystyczny lub książka podróżnicza. 45. Akcja nie dzieje się w Europie. Ameryka Północna – USA i Meksyk. Wiele tysięcy km, większość stanów, samochodem. Razem 4 punkty.  A z poprzednimi – 10.

Klasyka, fascynujące i pouczające, nie tylko dla lubiących podróże. To historyczna już analiza socjologiczna XX wiecznej Ameryki - rodząca porównanie z Alexis'a de Toqueville'a O demokracji w Ameryce. Toqueville opisywał nowoczesną demokrację. W jej kolebce. Wańkowicz śledził "nowoczesność jako taką" w jej kolebce. Jako Polak demokrację (po polsku) wyssał z mlekiem matki. Natomiast z nowoczesnością Polacy zawsze mieli kłopoty. Bo wysysali oprócz demokracji konserwatyzm (I bardzo dobrze! Żeby nie było, że się czepiam.).
Teraz, jak dobrze się zastanowić, każda reklama telewizyjna i dyskont przy drodze coś mówi o tej „nowoczesności”. Wtedy trzeba było przemierzyć Amerykę, zrobić jej anatomiczny opis. 
Tyle zebranych faktów dotyczących każdego relacjonowanego zjawiska: przemysłu, handlu, usług, życia kulturalnego, akademickiego, politycznego, społecznego! A jednocześnie typowa książka podróżnicza.  Z mnóstwem historii śmiesznych i strasznych, ale zawsze prawdziwych. No może prawie. Przecież koloryzowanie jest prawem każdego twórcy. E tam, zaraz twórcy, Każdy koloryzuje, bo ma przecież większe ambicje niż tylko te szare fakty, które mu się raczą przydarzyć.

Nie było wówczas Googla i Wiki.
Trzeba było przesiadywać w bibliotekach, szperać, wyłudzać, sprytnie i pomysłowo dopytywać. Częściej jednak trzeba było przerywać bezowocną rozmowę, żeby spróbować w innym miejscu. Trzeba było mieć arsenał dyplomatycznych sposobów ulatniania się. Królik zresztą miał swoje zdanie o jakości tej dyplomacji.
Jak się jeszcze miało staranne, klasyczne wykształcenie, szerokie horyzonty i …cierpliwą żonę, zapatrzoną w geniusz męża, mającą i własne ambicje literackie, to zostawało się pisarzem arcydzieł. 

Ta książka to również swoisty pomnik małżeńskiej wierności, bliskości dusz i dojrzałej miłości po wspólnych latach, z wojną w środku życia. Oboje – żołnierze. Ona – w AK i Powstaniu Warszawskim, on – u Andersa. Mnóstwo znajomych w całej Ameryce. Polacy na emigracji trzymają się razem. Ale Polacy z „wyższych sfer”. 
Jesteś na emigracji i chcesz należeć do wyższych sfer? Podtrzymuj kontakty z Polakami. Ci, co takie kontakty pielęgnują – to są właśnie Polacy z wyższych sfer. Niestety.

Książka z taką obfitością faktów, że autor przedmowy skompromitował się, przypinając łatkę tam, gdzie nie było dziury. Nie doczytał, a akurat taki jeden obiekt turystyczny wydał mu się ważny, że w przedmowie go umieścił, jako uzupełnienie. Ale numer! Wydawnictwo do dzisiaj nie zauważyło?

Bronisław Wildstein. Cienie moich czasów. Wydawnictwo Zysk, 2015
Punkty: 30. Biografia, Razem 11 punktów.

Postmodernistyczna biografia sławiąca tradycyjne wartości? Szczególnie polecam ludziom z pokolenia Autora, jak ja. A młodzi? No cóż. Nie podglądają, jak się podsumowuje życie. JUż powinni ciułać składniki. Autor zebrał imponującą ilość. Czynów, rozmów i postaci.

Autobiografie rówieśników lub zbliżonych do mnie generacją, jak Wildstein i Jerzy K. (patrz niżej, gdzie rozszyfrowuję nazwisko), ale także wielkich klasyków, jak Józef Wybicki – Moje Życie, inspirują mnie, żeby też coś napisać.  Dla dzieci. Jerzy K. pisał o Ojcu, ale też opisał wszystkich znanych ludzi, z którymi się zetknął, zrobił coś w rodzaju szkicu do autobiografii. Jeśli kiedyś będzie chciał ją napisać. Ale ma trudno, bo ma za wielkiego Ojca.

Wildstein nie jest może takiego formatu pisarzem, jak stary Kisielewski, ale ta książka mnie zachwyciła z innego powodu. Jest o moich czasach, czasem wręcz, jakby o moim świecie. Np. lata siedemdziesiąte (gdy byłem całkowicie zagubiony), i lata osiemdziesiąte - epoka Solidarności (gdy następowało moje przebudzenie).
Wspomnienia, w sensie i faktografii i interpretacji pisane przez intelektualistę i rzetelnego, porządnego człowieka. Który dzisiaj, inaczej niż „autorytety z lat osiemdziesiątych” nie pogubił się (moim zdaniem) i dalej może być uważnie słuchany.
Wspaniały przewodnik po moich czasach. Wykorzystam, gdybym w końcu zaczął pisać swoje wspomnienia.

Elżbieta Cherezińska, Gra w kości, Wydawnictwo Zysk, 2010, str 404
Punkty – 2. Autor – kobieta,  32. Historyczna – Razem z poprzednimi – 13 – trzynaście.

To dla mnie odkrycie, ta autorka. Jej fabularyzowaną monografię - „Legion” – historię Brygady Świętokrzyskiej - oddziału NSZ Bohuna, który przeszedł w całości przez okupowaną Polskę i część Niemiec i Czech do Amerykanów, unikając losu oddziałów akowskich, ujawniających się Armii Czerwonej i których dowódcy szli często prosto pod ścianę albo na Sybir, przeczytałem nie jednym (taki zawzięty już nie jestem) ale kilkoma tchami. 800 stron. Pasjonujące.

No i Wyborcza nawet zrecenzowała. „Źle czy dobrze ale z nazwiskiem”. Legion, nie Grę w kości.
(…)wystarczy powiedzieć, że na czarną legendę NSZ - bo taka istnieje i pewno też nie jest do końca prawdziwa - autorka odpowiada białą. Ma do tego prawo.

Z ostatnim, cztero-wyrazowym zdaniem - zgadzam się. A super-lewicowa recenzentka-krytyczka, nie pozbawiona czepialskiego talentu, czepiała się powieści, jak mogła. Ale nie podważyła żadnych faktów. Wymowa powieści była dla niej za pozytywna  i za bardzo tolerancyjna dla polskiego antysemityzmu. Niesprawiedliwie pozytywna..
Dla mnie to najlepsza rekomendacja. Niemcy ogłosiły dekadę temu koniec pokuty za swoje prawdziwe zbrodnie II wojny. Kiedy my ogłosimy taki koniec za nasze (bardziej lub mniej, raczej mniej – według mnie) prawdziwe zbrodnie II wojny?

Gra w kości, która wyszła wcześniej, ale którą przeczytałem później, potwierdza talent tej pisarki. Pisze fascynująco. A jednocześnie konkretnie, rzetelnie (jej konsultantem  w Grze w kości był wybitny historyk średniowiecza i archeolog, Przemysław Urbańczyk). To nie jest kronika, ale ta wykreowana i opowiedziana historia państwa Chrobrego na tle ówczesnej Europy nie jest sprzeczna z żadnym znanym faktem historycznym. Tak samo, jak Legion. Polska, jako młoda nadzieja cesarstwa rzymskiego, gdy to wielkie państwo – patron miało swoje kłopoty. Aktualne? Sami sprawdźcie!

Artur Conan Doyle. Kilka tomów z serii przygód Sherlocka Holmesa. (Dolina Strachu, Przygody Sherlocka Holmesa, Powrót Sherlocka Holmesa, Pożegnalny Ukłon). Wydawnictwo Algo Toruń 2010 
Punkty: 17. Ponad sto lat od wydania. Książki (a przynajmniej niektóre opowiadania z niej) – ma więcej niż 100 lat. Pierwsze opowiadanie o detektywie wszechczasów – Studium w Szkarłacie - ukazało się w 1887 roku.
20. Opowiadanie poniżej 20 stron.
Tutaj jest wiele krótkich opowiadań.
22. Na książce oparty był film. (Niezliczona liczba filmów i seriali, ale również słuchowisk radiowych. Pierwszy film na podstawie książki Powrót Sherlocka Holmesa powstał  w 1929 roku.  
29. Już kiedyś czytałem. 
Studium w Szkarłacie czytałem czasach szkolnych, korzystając z przebogatej biblioteki swego wujka. Miał dwie ściany swego jedynego pokoju mieszkania na Tamce  w W-wie – całe zajęte przez półki z książkami. Teraz ja też mam takie ściany. W kilku pokojach. 

Nie było wtedy jeszcze meblościanek i trzeba było budować takie półki na specjalne zamówienie. Półki – półkami ale te książki! Różnokolorowe okładki książek tworzyły najbardziej fantastyczne awangardowo- abstrakcyjne arrasy, jakie widziałem z życiu. To nie była instalacja użytkowa pasjonata czytelnictwa, który nie miał gdzie pomieścić swoich zbiorów, kupowanych bez opamiętania po wojnie, w Warszawie, gdzie większość księgozbiorów po prostu spłonęła. 
To była pierwsza koncepcja architektury wnętrz, z jaką się zetknąłem. Zawsze lubiłem czytać, ale ten mój kochany wujek Robert zaszczepił mi (lekkiego? Nie jestem pewien, zapytajcie mojej Żony) fioła na ich punkcie. No i odkrył mi, że mogą być najpiękniejszym  elementem wyposażenia wnętrz.
33. Kryminał. Razem 5, czyli z poprzednimi – już 18.

Wymienione tomy – to nie wszystkie z serii wydawnictwa z Torunia. Tyle udało mi się nabyć okazyjnie za ½ ceny. Reszta serii mi umknęła. Ukazał się teraz wielki tom w nowym tłumaczeniu (i w pełnej a nie okazyjnej cenie – moja żona kupuje okazyjnie odzież i perfumy – ja – dobre książki), który mnie odstręczył faktem, że Dolina Strachu jest przetłumaczona na Dolinę Trwogi (też coś!).
Może ktoś ma do zaoferowania pozostałe tomy z tej mojej okazyjnej serii? Jak nie, poszukam na Allegro, bo to naprawdę uczta.

Jerzy Kisielewski. Pierwsza woda po Kisielu. Czerwone i Czarne 2014.
Punkty: 7. Debiut literacki autora, 36. Zabawna, komediowa. Razem 20 punktów

Zabawna i dowcipna, woda po Kisielu - największym powojennym polskim felietoniście – licząc chyba od I wojny i nie licząc ojca felietonu, Bolesława Prusa (zm.1912), Stefanie Kisielewskim, którego felietony mam prawie wszystkie w trzech grubych tomach.
A jego podstarzałego syna (1951) – to … pierwsza książka. Dziennikarz, który nie ma czasu pisać książek. Ta książka dowodzi, że powinien się sprężyć i wydać przynajmniej bardziej solidną monografię o Ojcu! Jakieś aluzje świadczą, że zdaje sobie z tego sprawę, a zawartość pierwszej, z kolei dowodzi, że bardzo dobrze się czuje w świecie znakomitości. Ale nie wystarczy towarzystwo znakomitości. Trzeba im dorównywać. Do dzieła, panie Jerzy!


Sławomir Bagieński, Sławomir Cenckiewicz, Piotr Woyciechowski - Konfidenci, Editions Spotkania, str 704
Punkty: 3. Przynajmniej dwóch autorów. 43. Naukowa lub popularnonaukowa, 48. Ma tylko jedno słowo w tytule, 52. W tytule jest słowo obcojęzyczne. Razem cztery z poprzednimi – 24  
Przeczytałem całą, ale nie wszystkie notki i przypisy. To poważna, źrółowa praca naukowa z dziejów podłości i zbrodni. Naukowa, sine ira et studio, ale przecież nie pozbawiona miłości. Do prawdy. Bo nauka bez miłości do prawdy jest tylko pseudonauką. Staje po stronie ofiar a nie ich prześladowców.
I jeśli jesteś sceptyczny wobec zwolenników lustracji, koniecznie przeczytaj.
--------------------------

Tyle do sierpnia udało mi się zaliczyć. Reszta to czytelnictwo gazet (Gazeta Polska Codziennie) i czasopism: tygodniki (wSieci, Do Rzeczy, Gazeta Polska, Plus-Minus) i periodyki (Kurier Wnet, Arcana, sporadycznie już, bo oczy wysiadają: Opcja Na Prawo, Nowe Państwo/Niezależna, czasopisma religijne: o ojcu Pio, Egzorcyzmy).

Na swoje usprawiedliwienie dodam też, że nie spocząłem na laurach, chociaż nie mam raczej szans na zdobycie puli 52 punktów. Oprócz czytania trzeba jeszcze "coś robić", mimo emerytury.
Teraz zdobywać punkty - trzeba czytać naprawdę "sprytnie". Żadna kolejna pozycja historyczna nie da już żadnych punktów. Czas na poezję, książki cudzoziemców o Polsce, literaturę obcojęzyczną itd. Muszę opracować plan zdobycia nowych punktów!

Aktualnie jestem w trakcie czytania jednocześnie kilku książek:
Tim Morris Filozofia dla Bystrzaków. (1 punkt do zdobycia 39.Poradnik): Czytam po kawałku. Ale porządkuje chaotyczną wiedzę filozoficzną, co zaczyna ją czynić użyteczną! To lepsze niż dwa tomiki z historii filozofii współczesnej (…) lub nawet kawałki (nie do końca przeżute) z Ingardena (Książeczka o człowieku). Konkuruje nawet z filozoficzno-popularną twórczością wspaniałego mnicha – żołnierza – pilota i sowietologa ojca Józefa Innocentego Bocheńskiego.
I koresponduje z moimi ulubionymi pozycjami filozoficzno-teologicznymi: Pamięć i Tożsamość (wiadomo Kogo) i Chrześcijaństwo po prostu, C.S.Lewis. Ten ostatni lepiej niż Morris wyjaśnia skomplikowane kwestie moralno-etyczne. Polecam każdemu, również (a może zwłaszcza) niewierzącemu. No i jeszcze trzeba wspomnieć o Johnie Eldridge’u, z jego natchnionym przekazem chrześcijańskiego sensu męskości (i kobiecości, ale tego nie przyswoiłem)

Sergiusz Piasecki Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy. (bez punktów - strata czasu :()W miejsce Sherlocka. Literatura użytkowa, ale nie niskiego lotu!

George Chesterton Ortodoksja (Od biedy można uznać pkt. 12 Chesterton był wielkim polonofilem, ale nie wiem jeszcze czy dał temu wyraz w tej książce, jak przeczytam, to się okaże). zacząłem. Fascynujące, ale trzeba czasu, żeby to przetrawić. Nie można za szybko)

Leopold Tyrmand U brzegów jazzu. (Bez punktów.  Chyba, że uzna się Jazz City, jako nazwę miasta. Bo jazz to w końcu muzyka par excellence miejska, nieprawdaż?
)

Przeczytałem słowo wstępne … Stefana Kisielewskiego, który zaskoczył mnie połączeniem talentu felietonisty, kompetencji muzykologa i kompozytora oraz pasji konserwatywnego publicysty,  sławiącego wielką karierę muzyki czarnych niewolników jako inspiracji dla całej muzyki dwudziestego wieku).

Bohdan Cywiński Cywilizacja Wschodu  (bez punktów)
Przeczytałem rozdziały o Rosji  i prawie cały rozdział o Ukrainie. Polecam. Moja wschodnia ignorancja zaczyna się nieco zmniejszać. Czytając ją, myślę o pewnym swoim ukraińskim bracie. Ale to strasznie gruba cegła i trzeba się wczytać.

Zdzisław Krasnodębski. Już nie przeszkadza. (bez punktów)
Eseje polityczne. Leżą przy nocnej lampce. Jak mi żona nie gasi światła, to czytam po troszeczku.
Przeczytałem jeszcze trochę literatury stricte konfesyjnej,  jej nie podaję. Jest poza konkursem. A raczej czytam ją "na inny konkurs". :)