czwartek, 30 maja 2013

Życie kulturalne obywatela PRL


30 maja br, Rozmowa z córką

Opowiada mi wrażenia z lektury zleconej przez jej uniwersyteckich wykładowców. Wirginia Woolf, którą znam tylko z tytułu sztuki Albeego, "sensacji teatralnej" Warszawy połowy lat sześćdziesiątych granej  we Współczesnym na Mokotowskiej. Rolę Marty recenzent Życia Warszawy określa, jako "piekielną".  Ja - jako przejmującą i głęboką. Dla smarkacza to było pouczające i mądre studium starego małżeństwa. Zgadzam się z dalszą częścią zdania ...
"najwyższy egzamin dla aktorki. Antonina Gordon-Górecka zagrała ja cudownie, osiągając sukces godny zapisania w kronikach teatralnych."
- Sekundował jej Jan Kreczmar -George,.zaś Barbara Wrzesińska, ładną, głupią Honey.
Ale później zostałem  prawdziwym wielbicielem Richarda Burtona i Elizabeth Taylor. Oboje już byli starsi i wtedy dopiero, bez zakłócającego ich aktorski kunszt "piękna" zabłysnął ich mistrzowski warsztat.
Recenzje wzmiankowały tytułową Wirginię, jako niezbyt wybitną pisarkę amerykańską.
Wydał ją Czytelnik w serii Nike trzy lata wcześniej. Córka czyta wydanie z tego roku. Ciekawe, czy to się jej wydaje niczym dla mnie przedwojenne wydanie Trędowatej?


PRL nie był taki prowicjonalny, jak by się wydawało. Coś się jednak wydawało. Drukiem! Nawet niezbyt wybitne pisarki amerykańskie. Ale ja nie zajmuję się wybielaniem tego odrażającego ustroju. Ja tylko wspominam. Trzeba było żyć i chodzić do teatru....

środa, 29 maja 2013

Śpij spokojnie ORMO czuwa

29 maja br, Gazeta Polska, (W)Sieci

Następne argumenty za hipotezą wybuchu na pokładzie TU-154. Badanie krwi ofiar. Zawartość tlenku węgla zmierzona przez samych Rosjan wskazuje na możliwość wybuchu. Oczywiście oni podali wyniki nie wyciągając takich wniosków. (W) Sieci, 27 maja.

 Rozkład odłamków i rekonstrukcja sytuacji, która mogłaby spowodować taki własnie, jaki został ustalony (z uwzględnieniem fałszowania położenia odłamków, które zostało wykryte przez badanie zdjęć satelitarnych) rozkład odłamków:

Wybuch na wysokości 30m. 

Inna metoda i podobny wniosek do tych uzyskanych przez Szuladzińskiego, Biniendę, Osińskiego i innych. (Gazeta Polska)

Podano te nowe wyniki i powołano się również na przytoczoną przeze mnie kiedyś wypowiedź inż Bramskiego analizującą pewną forografię MAK.

Mój tekst na ten temat w Humanistyce przepadł.
Umieściłem go teraz na tym blogu.

dr. inż. Stefan Bramski.Bramski - to mój starszy kolega z uczelni, specjalista obliczeń wytrzymałościowych, (ja też się tym zajmowałem), inżynier lotnictwa.
Pisałem o jego bystrym spostrzeżeniu, jak wygląda wręga nr 65 (zdjęcie nr 33 raportu MAK) i o czym to świadczy. Facet nie odpuszcza i bada dalej.

Tych argumentów jest już tak dużo, że nie można poważnie traktować hipotezy brzozy. 
Ale mam mnóstwo znajomych, (większość z wykształceniem wyższym, w tym technicznym, także profesorów) którzy powątpiewanie co do hipotezy "błędu pilota, znajdującego się pod naciskiem" w dalszym ciągu uważają za oszołomstwo i "niesamodzielność myślenia" oraz "uleganie paranoi smoleńskiej".

Mam zamiar prowadzić dalej linkownię do zbioru faktów w "niedokończonym przewodniku do bloga" obok.

Z tym zamachem ...ups, na razie tylko - wybuchem, jest dokładnie tak samo, jak z dowodem na istnienie Boga. Dowody są.
Tylko trzeba chcieć je wziąć pod uwagę.
 Na co liczą rzecznicy ciemnych mocy? Na to samo.
1) Dowody wymagają skomplikowanego, cierpliwego  rozumowania, otwartości na prawdę i odwagi.
2) Dowody procesowe - ukryć. To załatwia sprawę i odwleka ją ad calendas graecas. A po nas choćby potop. Jakie to klasyczne!

No i co teraz?
Trzeba najpierw wytoczyć proces o mataczenie i ukrywanie oraz fałszowanie dowodów.
Pod presją wrzasku agentów wpływu i "seryjnego samobójcy". No i pożyteczni idioci są zawsze chętni.

Rozumowanie logiczne?
Wymaga to odwagi?
Jaki to dowód?
Śpij spokojnie. ORMO czuwa. Więc LEPIEJ ŚPIJ.

sobota, 25 maja 2013

Urodziny Radia Wnet - czyli nienapisany reportaż z imprezki w podziemiu

25 maja br, Urodziny Radia Wnet...

Bardzo wnetowy się ostatnio zrobiłem. Góra zaległych lektur. Plik nieskończonych wpisów, a ja chodzę po imprezach i byczę się.

Udzielam się towarzysko, kupuję następne książki, których potem nie mam czasu czytać. To już sygnał alarmowy?
Zobaczymy.Ale urodziny pyszne.

Skojarzenie z "Seksmisją". A dlaczego?

Powiedziałem.*  To pomysł na pointę reportażu był, ale reportażu nie ma.  Może kiedyś będą następne urodziny. To są zapiski pro memoria.

Kupiłem na urodzinach urodzinową płytę Ryszarda Makowskiego. "Radio, robimy radio!" 

Nie jestem takim zawziętym wielbicielem jego twórczości, ale to bratnia dusza i było tam kilka dobrych piosenek.

"Blues, który wie", ze względu na moją słabość do tej formy muzycznej i ... wspomnienie z dwóch meczów piłki nożnej. Z Rosją i Związkiem Z(d)radzieckim.

To chyba uruchomi (kiedyś) mój odrzucony przez "redakcję" tego bloga wpis o Euro.
Bo Euro przeminęło. Ale problem z "wpisu o meczu ze wspominaniem", dzięki panu Ryszardowi okazał się jakoś wcale nie taki mój, osobisty.
Liczymy się, staruszkowie o pewnej wrażliwości!

----------------------------------------------------------------
* Czułem się, jak w tych podziemiach, do których Łukaszewicz i Stuhr zjechali zsypem na śmieci. Gdzie grano jazz. I wszyscy bawili się świetnie. 
Brakowało tylko lotnych brygad Raju Kobiet, gdzie obowiązywała słynna doktryna, że "Kopernik była kobietą".
"Seksmisja" została wymyślona przez artystów.
Z optymistycznym zakończeniem.

Wtedy się śmiałem. Teraz śmiech mi zamiera na ustach.
Ale co wyrosło z tych dzieci - podrzutków, urodzonych "in vitro" z Łukasiewicza i Stuhra? Czy to nasi okupanci, czy to ci jazzmeni i śpiewacy nowych protest - songów z Konesera?

Diabeł się wziął za wdrażanie w życie Seksmisji? Ale Pan Bóg pokrzyżuje jego plany?

piątek, 24 maja 2013

Poranek Wnet, 24 maja

24 maja br, Poranek Wnet (Witold Michałowski), Agata Christie (Autobiografia), Paweł Jasienica (Tylko o historii), jeszcze ktoś.

Rocznica śmierci Mikołaja Kopernika.

Egzemplifikacja procesu, który opisuję od kilku dni, wyłuskując z rożnych mediów "dobre" wiadomości. 

Dzień bez "dobrej" wiadomości jest dniem straconym. Niejaki Goryszewski (wówczas w randze wicepremiera) zawarł 20 lat temu umowę z Gazpromem, rezygnując z zapłaty tranzytowej. Polska traci na tym półtora miliarda dolarów rocznie.
Gaz dla Polski jest najdroższy na świecie. To nie jest metafora. Suchy fakt. Zasługa niejakiego Pawlaka (PSL).
Nie ma gazoportu w Szczecinie. Nie mamy terminalu na gaz skroplony w Gdańsku. Nie mamy gazyfikacji węgla. Węgla też nie wydobywamy za dużo. A byliśmy potęgą. Nie mamy geotermii (pionierem tej technologii jest Polak). 
Jamal jest skorodowany i grozi eksplozją.

Nie mamy łupków. Firmy wychodzą z Polski. Nie wiedzą, co tu się dzieje, o co chodzi polskiemu rządowi. (to już redaktor Tomasz Sakiewicz w programie "Bliżej", wczoraj wieczorem).

No właśnie, o co chodzi?
Przeprowadzają nam kontrolowany demontaż państwa. Jesteśmy świadkami historii.
Jak przetrwa ten  "koniec historii" ten blog?

Niemcy mają o wiele tańszy gaz. Kto ma tańsze nawozy sztuczne? Kto wygrywa konkurencję na rynku nawozów sztucznych? Hej lemingu! Śpij spokojnie, ormo czuwa!

Pan Witold Michałowski rozgadał się, rozmarzył i zaczął opowiadać o Polakach, którzy budowali sto lat temu rurociągi w Rosji. Pionierzy.
Tak, ucieknijmy do historycznych lektur.

Nie dajmy się zwariować. Bo można zwariować. Za oknem deszcz, zimno, ....cisza. 
     - A to - "wszystko" ?
     -To chyba jakiś upiorny sen?

----------------------------------------------------
Przeczytajmy kawałek autobiografii najsłynniejszego wirtuoza detektywistycznej powieści. Conan Doyle jednak chyba niżej. Prawda?

Pani Joanna Chmielewska wyraźnie się zapatrzyła, bo autografię też wydała.
Wydanie sprzed dekady. Antykwariat na Narodowym, Targi Książki na koronie. Jarmark Europy nie codziennie, od czasu do czasu. Murawy nie ma. Jest beton.

Mnie zafascynowała reprymenda matki małej Agaty, jakiej udzieliła odwiedzającemu rodzinę Christie' ch dziecku., Wygłosiło ono mianowicie urągającą dobremu wychowaniu kwestię:

     - Och, ty jesteś tylko służącą!

Przywykłem do obyczajów panujących na portalach i forach internetowych. Czasami jednak coś mnie zadziwi. Bo okazuje się, że granicy chamstwa i bluzgu, złośliwości i kalumni nie można określić.

Dlatego takie staromodne tyrady wzruszają mnie i umacniają.

Oto interwencja wychowawcza, która powinna być wykładana na kursach dla tych, co "są tego warci".
  - Nie chcę więcej słyszeć, że mówisz w taki sposób do służących. Służących trzeba traktować z najwyższą uprzejmością. Wykonują prace wymagające odpowiednich kwalifikacji, których ty bez długiej nauki na pewno zrobić nie potrafisz. (Nawet, jak pracujesz w międzynarodowej korporacji i zwracasz się do pracownika garażu przyp. KR)
I pamiętaj, że oni nie mogą odpowiedzieć niegrzecznie. Musisz zawsze traktować uprzejmie tych, którym pozycja zabrania odnosić się do ciebie niegrzecznie.
Jeśli jesteś nieuprzejma, oni będą tobą gardzić, i słusznie, ponieważ nie zachowujesz się, jak dama.
----------------------------------------------------------
I jeszcze cytat z Jasienicy. Ale później....

środa, 22 maja 2013

Z głowy

22 maja br, z głowy.

A propos - "z głowy".

Mieliśmy takiego profesora na Politechnice Warszawskiej, od przedmiotu Części Maszyn.  Nie znałem go osobiście, bo pracował na Wydziale Lotniczym. Ale jego książka była obowiązkową lekturą i korzystałem z niej. Miał charakterystyczny głos człowieka, chorego na polip w nosie, dlatego łatwo go było parodiować.

Był postrachem studentów na kreślarni, gdy zbliżał się termin oddania projektów.
Podchodził do deski takiego delikwenta, oglądał z obrzydzeniem jego rysunek techniczny, wynajdywał kardynalne błędy i grubym ołówkiem, który trudno było wytrzeć gumką, zaznaczał te błędy na wypracowanym w pocie czoła, podczas wielogodzinnych sesji, arkuszu bristolu z projektem.

    Skąd pan to wszystko rysował? (parodiował później kolega-świadek nierzadkiego rytuału)
   Z głowy, panie profesorze.
   To może pan spodnie na głowę założyć... (tu znów dwa palce zatykające nos parodiującego kolegi)

Wczoraj oglądałem zaległy materiał ze strony Telewizja Republika.
To już gwóźdź do trumny. Nie jakieś oszołomy w rodzaju Targalskiego, ani faszyści, jak Cejrowski. Albo pisowscy dziennikarze, nie mający zdolności honorowej, by pracować na stanowisku naczelnego Trójki. (Lepsza Jethon, która sprowadziła Trójkę do poziomu TOK - FM  z większą ilością muzyki.)

Naukowiec o uznanej sławie międzynarodowej, której książki wydają Amerykanie, Niemcy, Japończycy, Australijczycy.

Profesor Jadwiga Staniszkis. Zapamiętałem ją z tego, że szybko się jej pozbyto z grona doradców Komitetu Strajkowego Stoczni Gdańskiej w 80-tym roku. Dzisiaj lepiej rozumiem, dlaczego.

Jej diagnoza "powściągliwa", naukowa, pełna trudnych pojęć, w tym ulubionego słówka "sieciowe", ale o wiele bardziej przerażająca.
Nie będę cytował. Wywiad ciągle dostępny na stronach TV Republika.

     Tu nie chodzi o niepodległość. Tu w ogóle znika Polska. Żadnej woli jakiegokolwiek wpływu na     wypadki. Płynięcie z głównym nurtem. Strach środowiska. Po tym, co się stało z Musiem i Petelickim? Chyba zrozumiałe. I całkowita abdykacja zwykłych Polaków. Moja chata z kraja. Ja? Aby przetrwać. Nie, tak to nie działa i nie będzie działać. Tak nie przetrwamy.

Mniej więcej taka wymowa.

Groza.
Profesor Łysakowski już nie żyje. Był przedwojennym perfekcjonistą. Nie peerelowskim, tylko przedwojennym profesorem Politechniki Warszawskiej. Niedorżniętym przedwojennym inteligentem.

Niedorżnięty. Takie słowo. Znacie? To kalka z rosyjskiego.
Niedorżnięty burżuj.

Słyszałem w rosyjskim oryginale. Taki żarcik.
Trochę skóra cierpła.
Ale nigdy nie podejrzewałem, że nie będą nas dorzynać, tylko nas uśpią. Po ścięciu głowy.
Co by teraz powiedział o naszych Umiłowanych Przywódcach? A co o Śpiącym (po balandze) Narodzie pozbawionym głowy?
Czy jego "surowy" wyrok nie byłby zbyt dobroduszny?

wtorek, 21 maja 2013

Rozmowa dwóch redaktorów

21 maja br, Rozmowa dwóch redaktorów Radia Wnet w Poranku (przed 8-mą)

To dwóch moich imienników, bo ja, tak naprawdę, jestem KWR a nie tylko KR.

Wojciech Cejrowski: Ja czytam (przeglądam) tylko Gazetę Polską. Na więcej nie mam  siły.
Krzysztof Skowroński: A te dwa tygodniki? (o które mu chodziło, koteczku? przyp.KWR)
WC: Szczerze? Nie chce mi się tego czytać. Tam się opisuje tę degrengoladę (wiesz o czym  mowa, koteczku? No dobra, to już ostatni raz, z tym koteczkiem, non esageriamo...~przyp.KR)
Ale ja to wszystko już wiem, to są szczegóły. Interesuje mnie, co trzeba zrobić. Moim zdaniem, zmian i poprawek jest tak wiele, że nie damy rady. Trzeba wyciągnąć wtyczkę z komputera i zrobić reset systemu.
Koniec cytatu z pamięci.

To chyba dobre podsumowanie wypowiedzi Targalskiego i Zybertowicza? (patrz zapiski niżej)
Mało kto się z tym zgodzi.

A ja nie to, że się zgadzam. Ja byłem pierwszy. Budowanie państwa na kontynuacji komunistycznego molocha, z tymi samymi ludźmi zawsze mi się wydawało jakimś ponurym żartem.

Nie chodzi oczywiście o "postsowieckiego człowieka", którego wynalazł wielebny Ks. Filozof - Dramaturg w swojej bacówce. Pewnie, że takiego człowieka trzeba wychować na porządnego obywatela. Ale KTO ma to robić?

Tak zwane elyty, człowieki honoru, sędziowie i prokuratorzy na posyłki u tych pierwszych, profesorowie akademii pierwszomajowych i kapusie przedstawiane, jako ofiary? A może magistry* bez dyplomu i rycerze z miękką d.. ale za to z miedzianym czołem?

Na ich miejsce znalazło by się trochę normalnych, prawdziwych ludzi i Polaków. Tak! Prawdziwych Polaków!  Jak by nam nie obrzydzano ten brzydko pachnący termin!

Ale co z TYMI zrobić?
Nie chodzi o ich wieszanie, (chociaż nie zawadziło by paru, dla przykładu, powiesić, przynajmniej co dziesiątego mordercę i pomagiera morderców).

Ale żeby się tak nie panoszyli, tak nie puszyli! A byli przez pewien czas trochę onieśmieleni i niektórzy latali nawet do Częstochowy.
Szybko zrozumieli, że
            wszystko gra, pozamiatane.

I ponieważ nie mają wstydu ani honoru za GROSZ ( nie ten biały, czyli srebrny grosz śląski, za który można było dostać mendel jaj, tylko ten dzisiejszy, o który subiekt w sklepie się nie upomni) powinno się im przemówić do ich zajęczej odwagi i tak tupnąć, żeby chodzili pod ścianami, a nie środkiem chodnika.

Ja tam im z serca wybaczam i liczę na Boską sprawiedliwość, nie wykluczając Miłosierdzia. Ale młodzież? To zgorszenie!

Wybraliśmy przyszłość i dlatego tkwimy w okowach nie - dumnej, świetlanej przeszłości, tylko po szyję w bagnie, jakie wyprodukowała bolszewicka swołocz.
Postulatu WC nie da się zrealizować. Pokojowo.
Prawdopodobnie rzeczy będą się posuwały dalej w tym samym kierunku.
Aż naród znów się obudzi. I lawa popłynie. Brrr. Nie tęsknię do tego...

---------------------------------------------------------
* Ciekawostka: "człowieki" - podkreśla mi na czerwono, ale "magistry" - już nie. To już nie słowo - obelga, tylko - feministyczna zdobycz!

poniedziałek, 20 maja 2013

Profesor Zybertowicz - wykład

20 maja br, rozmowa z prof.A.Zybertowiczem, Radio Wnet, około 8-mej rano

Dalsza część tej samej opowieści o rosnących wpływach lobby rosyjskiego we współczesnej Polsce. 
Tym razem teza "naukowa", nie - polityczna, którą formułował J.Targalski (notka z 15-tego maja).

Państwo Polskie osłabło do tego stopnia, że urzędnicy nie mają motywacji, żeby opierać się presji tego lobby. I "ono" zaczyna działać coraz bardziej bezczelnie.

Wywierane są, coraz bardziej bez osłonek naciski na parlamentarzystów, na ministrów, na niższych urzędników. A wszyscy oni widzą, że "ci na górze" już odpuścili.
Do kogo się odwołać, w przypadku bezczelnych nacisków, a może nawet gróźb i szantażu?

Niektórzy dziennikarze z TVP Info (nie wiem, którzy, słabo oglądam, ale przesłuchy mam przyp.KR) nie krępują się reprezentować rosyjski punkt widzenia, jako swój. 
Może to agenci wpływu? Bo chyba nie idioci?

A kontrwywiad jest słaby i dziurawy, jak sito.
Okazuje się, dopowiada rozmówczyni profesora, K.Adamiak-Sroczyńska, że minister Budzianowski poleciał nie za zły nadzór nad spółkami skarbu państwa, tylko wręcz przeciwnie, za zbyt silny opór przeciw dążeniom Rosjan do przejęcia Azotów.

Mój komentarz

Zgroza.

Kiedy to się zaczęło?
Katastrofa Smoleńska - to początek przyśpieszenia obezwładnienia Państwa Polskiego?
Niewątpliwie.

Ale sygnałem alarmowym było zakończenie Afery Olina i koniec Życia Z Kropką oraz degrengolada redaktora Wołka.

Następny gwóźdź do trumny polskiego Państwa to losy dzielnych oficerów wywiadu pod wodzą Mariana "Polskiego Bonda" Zacharskiego.

Bond miał bezwarunkowe wsparcie państwa i jego zbrojnego, cichego ramienia.
Zacharski musiał wyjechać i teraz służy swoim talentem wywiadowczym jakiemuś innemu państwu.

Wreszcie odwojowanie Państwa z rąk pisiorów, z czyszczeniem równo z gołą ziemią, przy rechoczącej aprobacie agentów wpływu i pożytecznych idiotów dokonało reszty.

To był początek końca. 
Dzisiaj, (o ironio!), nawet Bondaryk i Budzianowski okazują się za bardzo niepodległościowi.
Czy koniec końców jest bliski i nieodwracalny?

piątek, 17 maja 2013

Cienista Dolina i powściągliwy cud

17 maja br., mój pendrive, na którym zapisaną mam Cienistą Dolinę w reżyserii Richarda Attenborough'a (rok produkcji 1993). 
A więc jeszcze dekadę temu można było coś takiego nakręcić?

A dzisiaj? Piękny. Taki "w starym, angielskim stylu". Nie rozpoczyna się jeszcze trzęsieniem ziemi.Hitchcock musiał opracować prawdopodobnie swoją słynną formułę w opozycji do tego zachwycającego, angielskiego kanonu.  Kanon ma inny początek. Tak, jak w życiu. Wysiadamy na jakiejś nieznanej stacji z pociągu, trochę niespodzianie. Jeszcze rozespani, albo jeszcze rozemocjonowani lekturą gazety pełnej kłótliwej, jak stado indyków, polityki.  A tu?

Pusty, zalany jesiennym, albo wiosennym słońcem peron, pies wylegujący się przed schodkami u wejścia do nastawni, oddalająca się sylwetka pana w czapce z czerwonym otokiem. Cisza.    Gdzie ja popadłem?

Ulice miasteczka senne, pachnące mokrym kurzem, właśnie przejechała konna polewaczka. Idylla.

To szablon kanonu w mojej swobodnej interpretacji, nie relacja z projekcji!

I tak półtorej godziny? 

cdn... 

20 maja  .... Ależ nie. Cierpliwości. Odpręż się widzu...

             Tu nie McDonalds. Tu trzeba poczekać. 

Jak odpowiadają prowansalscy kelnerzy z nadmorskich restauracyjek. Niedrogich, ale wybornych. 

Podobne dowcipy opowiadają ze sceny kowboje z gitarami. U podnóża łańcucha gór Gran Teton, Wyoming.

         Jak Wam smakował obiad? Prawda, że pyszny? Tak jadali kowboje, po całodziennym pędzeniu bydła w stronę Chicago. 

(Schabowy z jarzynką i deser z puddingu na jednym, blaszanym talerzu z przegródkami przyp.KR).

     Kto w tym lokalu jest po raz pierwszy? Aż tylu? Gdzieście się do tej pory podziewali? McDonalds?

Międzynarodowa wspólnota ponad podziałami. Prowansalskich kelnerów i countrowych gitarzystów. Ale wróćmy do początku filmu, według angielskiego kanonu przed - Hitchcockiem. To jest cisza przed burzą, zamiast trzęsienia ziemi, budzącego widza na początku.

Tutaj się na widza "jakby" nie zwraca uwagi. Każdy żyje po swojemu, chociaż podlega tym samym prawom  mimikry i uczciwości pod presją skostniałych obyczajów, nieświadomy swej siły, odrębności i zakorzenienia. Poddani króla, władcy imperium. Duma? Zapewne. Ale elegancka, powściągliwa  i ... spowszedniała przez wieki. Uprzedzenie? Trochę tak. Jako cienka skorupa odgradzająca wspólnotę. Czy do tego będziemy tęsknić coraz bardziej teraz, my Nomadzi Europy Środkowej, kiedy po przejściu Morza Czerwonego natrafiliśmy na lotne, czerwone piaski zamiast fundamentów i korzeni?

Szczęście starej, pogodnej Anglii jest tak samo nieuświadomione, jak każde szczęście kogoś, kto po prostu żyje, jak Pan Bóg przykazał. Trochę, jak pewien gatunek zwierzęcia, chodzącego po pastwisku. Tyle, że myślącego. 

I jest coraz bardziej zachwycające dla kogoś, kto utracił nadzieję, by za jego życia jakiś godny szacunku obyczaj skostniał w niewzruszoną formę, narzucającą hipokryzję kontestatorom, albo umieszczającą ich tam, gdzie ich miejsce - na marginesie.  

Wymagający film, jak lektura "ambitnej" książki starej daty. Która kusi nie łatwizną gonitw lub niezliczonych przygód tylko dramatyzmem wewnętrznych przeżyć. W świecie małej, nawet jeśli prestiżowej, mieściny - znającym swą wartość.

      O czym jest film, do stu tysięcy kartaczy! 

myślisz zniecierpliwiony, cierpliwy czytelniku?

Jest o życiu ludzi utalentowanych, głębokich i mądrych. 

Mądrością nie swoją, ale wypływającą z pokory, miłości i męstwa.

Męstwa polegającego na gotowości zmierzenia się z cierpieniem.

I na odwadze miłości, nie wahającej się polegać na cudzie. Albo gotowej poświęcić wszystko w imię danego kiedyś słowa.

Banalne jest mieć pretekst, żeby uniknąć cierpienia i wyplątać się z niewygodnej znajomości. Ale wykorzystać formalny pretekst, żeby poświęcić wszystko, potrafi tylko nieśmiała i jednocześnie szaleńczo odważna miłość. Jak Bóg może nie wynagrodzić chociaż na chwilę takiej ofiary?
Ale cud jest powściągliwy. I dar jest zasłużony. Spotyka się z pokornym zrozumieniem, że za szczęście trzeba zapłacić cierpieniem.
        Taka była umowa ...

To zapewne najdelikatniejsza aluzja do gorących, wysłuchanych modłów. A głębia spojrzenia i umiejętność smakowania życia obu bohaterów - ratuje szczęście również w cierpieniu.

Ale jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, nie, o czym jest ten film (tu wystarczy filmwebowa notka), ale co ja w nim zobaczyłem, musisz poczekać na esej. Tu jest tylko notatnik. Powiem tylko jeszcze, że to film z fragmentu życia mojego ulubionego pisarza, CS Lewisa. O tym, jak on, w praktyce, uczył się Drogi Krzyżowej i wszystkich Tajemnic.

Które są poręczą w Drodze.

środa, 15 maja 2013

Cimoszewicz wykłada doktrynę sprwiedliwości dziejowej i politycznego konsensu

Jeszcze króciutko, ze strony radia, mojego byłego, kiedy jeszcze wpuszczali na antenę "normalnych ludzi"

Włodzimierz Cimoszewicz o śmierci Grzegorza Przemyka:

"Nie ma wątpliwości, że stało to się po zatrzymaniu go przez milicję. Ale uchwała powinna skupiać się na zamordowanym człowieku i wspomnieniu o nim."

Oto proponowany nam, Wolnym Polakom polityczny konsensus, ze strony naszych okupantów.

Pozwalamy wam czcić wasze ofiary. I cieszcie się, że pozwalamy, zanim się nie rozmyślimy!
Ale wara wam od "naszych sprawców".

Przemyk, ks.Popiełuszko, Adwent, Karp, czy Kaczyński, wszystko jedno.
Pochowajcie ich i marsz do domu!  

Czy w Polsce pozostaje dostatecznie dużo ludzi miłujących sprawiedliwość? Wywiad z Jerzym Targalskim

15 maja 2013, Radio Wnet, wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Jerzym Targalskim, godzina wpół do dziewiątej rano.

Przejmujący wywiad. Polecam go w całości. Później podam linka. Bo Radio Wnet publikuje podcasty.
Czy ktoś wie, jak je puszczać na iphonie?

 To, że Polska jest kondominium rosyjsko - niemieckim, nie jest newsem.
I reakcja na tę "rewelację", ogłoszoną przez J.Kaczyńskiego, opinii publicznej ("żenada"), jest w moim pojęciu reakcją strusia. To sformułowanie w wywiadzie zresztą nawet nie padło.
Ot, "królowa Bona umarła".
 Mówiono o tle i konkretach: szczegółach i case'ach składających się w sumie na przerażający obraz. Ale zależy dla kogo.

Ogólny trend jest taki: Jest super! I o co ci chodzi?
 Znamienny był przykład gazoportu i magistrali energetycznej z Litwą, budowanych latami.
Targalski zadeklarował zakład, że gazoport nie powstanie w deklarowanym terminie - za rok. Ale nawet jeśli powstanie, wielkie statki - gazowce nie będą mogły do niego wpływać. (Może zorganizuje się w Rostocku przeładunek na mniejsze? przyp. KR)
 Ale ja nie o tym.

W pewnym momencie Targalski wypowiada opinię, która budzi mój sprzeciw.
Po namyśle. Bo najpierw uległem zwątpieniu.
Panie Jerzy, no, bez takich! Nie wolno odbierać ducha!

Na pytanie redaktora Skowrońskiego, czy jest jakaś nadzieja na odwrócenie tej tendencji osuwania się w zależność, np. dojście do władzy innej partii, Targalski mówi rzeczy ciekawe, pozornie logiczne i godne zastanowienia:
Odtwarzam linię rozumowania z pamięci.
Dojście do władzy innej ekipy, mającej intencję odbudowania niezależności też niewiele da. Zaraz mainstream ogłosi, że to wypowiadanie wojny sąsiadom i Polacy się przestraszą.

Konieczna jest zmiana postawy samych Polaków, którzy muszą odczuć dyskomfort z powodu służalczej postawy ich władz. Czy taka zmiana jest możliwa? Wątpię.

Można wyrażać swój sprzeciw wobec porządków w kraju na dwa sposoby: buntując się albo emigrując. Spójrzmy na czasy komunistyczne i dwa kraje: Polska i Jugosławia. Z Polski trudno było emigrować, więc Polacy się buntowali. Z Jugosławii łatwo, więc komu się tam nie podobało, emigrował do Niemiec. I nad Adriatykiem buntów nie było. No i teraz niezadowoleni Polacy emigrują, stając się tanią siłą roboczą w Unii. 
 Hmm. Bardzo ciekawe spostrzeżenie i chyba trafne. Niestety. Ale jednak, panie Jerzy, czy nie zgodzi się pan, że jest to rozumowanie uproszczone i wystąpi, być może, oby, pewien czynnik zakłócający?

W XIX wieku (ale i przedtem!) Polacy też mogli emigrować. Zdobywali zresztą za granicą  pozycję nie tylko na zmywaku. Vide poległy na służbie Polsce prezydent Narutowicz, czy późniejszy prezydent Mościcki.

Którzy wracali, jak tylko Polska ich wzywała.

A w Polsce zawsze dotąd, od dwustu pięćdziesięciu lat pozostawało dużo ludzi miłujących może nie tyle "wolność", co sprawiedliwość.

I problemem współczesnej Polski nie jest niedostatek "wolności" - (zresztą głównie do szczekania i balangowania), ile właśnie do sprawiedliwości. Wobec szerzącego się bezprawia, coraz bardziej bezczelnego.
Powtórzmy: Pozostawało w Polsce dostatecznie dużo ludzi miłujących sprawiedliwość.
Czy dostatecznie dużo?
That is the question. 

---------------------------------------------
Link do rozmowy

wtorek, 14 maja 2013

Rozpoczęcie III Wojny światowej?

14 maja 2013, "Nowe Państwo" #86 4/2013.

Temat numeru "Kto rozpocznie III wojnę światową"

Kto?

No chyba ta pani z Lubawy.
Od roku 2008, w odstępie pięciu lat urodziła, udusiła i wsadziła do swojej zamrażarki, każde do osobnej szuflady, troje dzieci, zaraz po urodzeniu.

"Odczuła ulgę."

Dzieci tam wkładała, bo ... "nie chciała się z nimi rozstawać.".

To, że między nami, w Wolnej Polsce żyją takie potwory, to nic nowego. Pewnie zawsze żyli.

Straszne jest zachowanie prokuratury.
Męża po przesłuchaniu zwolnili. Z braku dowodów. Żona go nie obciąża, biorąc winę na siebie. On się nie przyznaje.

Ja sobie myślę, według nowej mody "Być, jak prokurator z Lubawy":

Monolog wewnętrzny, na odpowiedzialność KR:
To biedna, ciemna  rodzina. Gdyby była inna ustawa o aborcji, to by przecież zwyczajnie się wyskrobała.Z powodu tego faszystowskiego prawa biedna kobieta musiała popełnić "nielegalną aborcję". Po urodzeniu. Jaka różnica?Mąż został wyznaczony do opieki nad pozostałymi dziećmi. Bardzo szlachetnie z jej strony. A i z  jego też. Trzymają fason!Wszystko przez to idiotyczne prawo! O co chodzi?Trzeba jakoś się bronić!
Mylę się?
Wykryłem, przez przypadek następny casus ostrej nosorożacizny u nie byle kogo, bo u przedstawiciela Państwa Prawnego?

A może to po prostu Sodoma i Gomora w stanie po - inkubacyjnym, bo codziennie się słyszy o sprawach urągających tzw. zdrowemu rozsądkowi. 

Słychać o zamiarach zabraniania odwołania do wiary w organizacjach skautowskich, o naporze lobby seksualnego na kolejne przywileje, o jawnie - bezczelnie niesprawiedliwych wyrokach, o awansujących sędziach, którzy je wydają.

I o świętym spokoju wśród zwykłych zjadaczy chleba. Czy w Sodomie i Gomorze na chwilę przed Gromem też toczyła się spokojna krzątanina współistniejąca z hucpą, niegodziwością i nieodpłaconą krzywdą ?

Gdzie jest "każdemu swoje" ?!

Ulegam paranoi Apokalipsy. Wiem. Jak mówi moja córka, kiedy jej zwracam uwagę, że źle robi. Albo dobrze. A ja się wtedy denerwuję. Wy też? Ale komu to szkodzi?
Postępy postępu będziemy odnotowywać.
RIP, biedne maleństwa.