Czyli felieton w trzech
częściach z mocną nutą osobistą
Część pierwsza – Prowizorka, czyli stan trwały
Zostałem porwany. Na chwilę, tylko dla załatwienia sprawy,
ustawienia pewnej biegnącej rutyny, wykorzystania mojego niewątpliwego
doświadczenia w popełnianiu błędów. Niekoniecznie w ich wystrzeganiu się.
Wychodzę na taras, wra …
Moje blogowe nawyki są wykorzystywane … obok. Są równie (nie)popularne, jak te tutaj.
Może też mają, chociaż jednego, nieocenionego czytelnika?
No i wychodzi mi zawsze to samo - tu i tam - czyli, tam, gdzie mnie porwało, i tu, gdzie wszystko zostawiłem, jak bym miał zaraz wrócić, - wychodzi - Taka epistolografia uprawiana pół-publicznie. Coś w rodzaju dzienniczka starej panny.
Niezbyt oryginalne, niezbyt eleganckie hobby.Te oczy rodziny, zwłaszcza – młodszego pokolenia - wznoszone do nieba: „Co za obciach, żeby tylko znajomi tam nie trafili!”?
No i wychodzi mi zawsze to samo - tu i tam - czyli, tam, gdzie mnie porwało, i tu, gdzie wszystko zostawiłem, jak bym miał zaraz wrócić, - wychodzi - Taka epistolografia uprawiana pół-publicznie. Coś w rodzaju dzienniczka starej panny.
Niezbyt oryginalne, niezbyt eleganckie hobby.Te oczy rodziny, zwłaszcza – młodszego pokolenia - wznoszone do nieba: „Co za obciach, żeby tylko znajomi tam nie trafili!”?
No to mają teraz spokój.
Cisza, spokój. Blogi - omszałe, jak zapomniane butelczyny skwaśniałego
węgrzyna, dobyte z wilgotnej piwnicy. Wpisy niedokończone, jak
rozrobione ciasto, krzepną na kamień w kamiennej dzieży lokalnych dysków.
Sterty materiałów do zapowiadanych esejów, przygotowanych i bezużytecznych, jak hodowla moli, znienawidzona przez pedantyczną gospodynię.
Materiały „jakby” kwaśniały; ich autorzy idą dalej. Jedni zaczynają niepokojąco zbliżać się do punktu, który miał być moim odkryciem. Inni wręcz przeciwnie. Strach się na nich dziś powoływać.
Sterty materiałów do zapowiadanych esejów, przygotowanych i bezużytecznych, jak hodowla moli, znienawidzona przez pedantyczną gospodynię.
Materiały „jakby” kwaśniały; ich autorzy idą dalej. Jedni zaczynają niepokojąco zbliżać się do punktu, który miał być moim odkryciem. Inni wręcz przeciwnie. Strach się na nich dziś powoływać.
Szkoda gadać. Się porobiło i nie chce się odrobić.
Toutes proportions gardées, ma tu zastosowanie skarga świętego Jana
Pawła w odniesieniu do …poezji. Ale o tym za chwilę. To znaczy w następnym odcinku będzie o poezji. Teraz jest o prowizorce. Czyli o mnie. Pewna pani redaktor wyraziła się, z
kolei, w stosunku do mnie:
„Odnoszę wrażenie, że poezja jest dla pana
ważna”.
Nie rozumiałem wtedy
właściwie o co jej chodzi, do dziś o tym myślę. Może i
nie znam się na poezji, (której
przecież nikt nie zji) Ot, czasem się zajrzy, żeby odświeżyć pamięć młodzieńczych
marzeń. Albo zdobyć przydatny cytat, pozwalający jednak zjiść kawałek poezji na podwieczorek. To jest zawsze pożywny kawałek.
Ale śmiem twierdzić, że poezja, zgodnie z przesłaniem pewnego śmiesznego filmu
o jej wpływie na wzrost gotowości bojowej armii amerykańskiej, z jeszcze śmieszniejszym Dannym De Vito, jest
wyższą, bardziej komunikatywną formą prozy. Mała domieszka poezji do najbardziej przyziemnego, mdłego zakalca prozy może uczynić go nie tylko strawnym ale wręcz dotrzeć, z poziomu tego zakalca, do innego wymiaru rzeczywistości. To o wiele poważniejsza sprawa, niż jakieś bełkotliwe wiersze z cienkich, przecenionych tomików. To sprawa bezpieczeństwa
państwa. Kiedy ludzie (nie tylko żołnierze) nie potrafią się ze sobą
skomunikować, państwu zagraża niebezpieczeństwo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz