Część trzecia - Szewc
Słuchałem wczoraj (Poranek Wnet) świadectwa
pewnego prawdziwego, nie wykreowanego Szewca. Stanisława Żmiji, ze Stanisława
Dolnego, spod Wadowic! Niektórzy wiedzą, jaki mam sentyment do tego zawodu. Taki,
że prawie zalatuje ode mnie szewskim klejem.
Ten prawdziwy Szewc mówił o tym, jak robił buty dla
polskiego papieża. Mowa prosta, głos
chropawy, czasem się łamie ze wzruszenia, widać, że człek opowiada spod serca,
obrazy wracają, umiłowana Postać ożywa, Uśmiech promienieje, z głębi Oczu, dobrotliwy,
porozumiewawczy. Te Oczy. Uważne, rozumiejące, przenikające. Rozumiejące, jak
to oczy Dobrego Ojca. Takim był, poświadczam, chociaż nigdy się do niego nie
zbliżyłem, jak Szewc, Stanisław, ze Stanisława.
Szewc opowiada o papieżu i o butach:
Nie, żeby w nich chodził, ale żeby miał. Bo kiedyś, przed wojną (mówili mi) On marzył właśnie o takich butach. A nie mógł sobie na nie pozwolić. I chodził w drewniakach. Proboszcz poradził, opowiedział, zachęcił. Pojechałem w stanie wojennym na pielgrzymkę, na kanonizację świętego Maksymiliana Kolbe. Na granicy musiałem się celnikom tłumaczyć. „Dla papieża” - mówię, a oni … się uśmiechnęli. Stoję sobie z tymi butami w auli Pawła VI. Dobrze mnie ustawili, Pan Bóg zrządził, w przejściu, gdzie papież chodził. Wreszcie się zbliża, a mnie zaparło dech, straciłem język. I on sam do mnie przemówił. Tak ciepło i serdecznie, że mi się język rozwiązał. Stwarzał takie wrażenie, że nie on był najważniejszy. Wypytywał się mnie, skąd przyjechałem, czy daleko mieszkam od Wadowic. Ojcze Święty. Piętnaście kilometrów Stanisław Dolny jest. „O – to my są krajany!”. Dopiero, jak odchodził, przypomniałem sobie o butach. Ja myślałem, że to będą buty na pokaz, jako coś, co chciał mieć za młodu. Ale on je wdziewał. Lubił w nich chodzić! A ja na pewno dzięki niemu chodzę, bo już było źle. Przysłali mi depeszę, że się modli. Ale po namyśle, tak powiedział, bo mi potem powiedzieli: No co, tylko Ojciec Święty ma chorować a szewc nie?
Czy w tym tekście prostego Szewca spod Wadowic jest jakaś
poezja? I skąd się wzięła?
Co to jest?
Świadectwo.
Prawdziwi Szewcy nie
gadają niepotrzebnych rzeczy ale i nie mają monopolu na prozę poetycką
wyrażającą inny wymiar rzeczywistości.
Pewna młoda, mądra i piękna pani, której nigdy nie widziałem
na oczy, a która kiedyś obdarzyła mnie aforyzmem, gdy zagadałem Szewcem, też widzi
i opisuje. Zacytuję jeden fragment z jej medytacji
Najświętszej Liturgii.
…rozlega się „Chwała na wysokości Bogu” i nagle wybucha w kościele światło, śpiew, dźwięk dzwonów i dzwonków w rękach ministrantów.
Tym razem jeden instrument pozostał nieobsadzony- gong. Hymn trwał, gdy ten niepełnosprawny ministrant powoli zaczął iść przez prezbiterium. Zwykle w chodzeniu pomaga mu któryś inny, tym razem nie, więc trwało to dłużej.
W końcu jednak dotarł na miejsce, powoli się pochylił, wziął pałeczkę i zaczął uderzać w instrument. Teraz nie brakowało żadnego głosu. Cały Kościół śpiewał swoją świętą pieśń, której doskonałość nie była popisem umiejętności.
Pieśń, która byłaby uboższa, gdyby na miejscu chorego był ktoś inny …
Co łączy te dwa teksty? Prostą, chropawą, pełna zacięć ze
wzruszenia, opowieść prawdziwego Szewca (niech mu Bóg błogosławi!) i subtelną, w pastelowych kolorach utrzymaną,
obrazkową medytację wykształconej i subtelnej kobiety i matki (oby
Bóg miał ją w swej opiece!)?
Czy to poezja, sięgająca, może mimowolnie, nadspodziewanie
„łatwo”, wymiaru mistycznego? Czy raczej to mistyka zamienia jourdainowską
prozę w poezję, która z kolei, ona jedna! jest zdolna dotrzeć do owego „innego
wymiaru rzeczywistości”?
Dlaczego tak chwyta za serce?
Jest takie powiedzenie, mądre, czy głupie, ale dość
popularne.
(… – tu pada imię, którego dziś nie wypada przywoływać) … siedzi w szczegółach.
A ja myślę sobie, że jest "trochę" inaczej. I nie wyjdę od
wilka, którego nie wywołuję, tylko właśnie od szczegółu. Bo ów wilk siedzi w
szczególe wówczas, gdy ten szczegół jest częścią samą w sobie. Kamieniem na drodze,
o który się potykamy a nawet kopiemy go ze złością, bo nabiliśmy sobie przez
niego guza. I ów wilk cieszy się, gdy nam rzeczywistość pokawałkowała się na
takie bezużyteczne, raniące się nawzajem, odłamki. Stop. Nie wgłębiajmy się dziś w te rozważania.
Kontemplujmy inną rzeczywistość.
Wyjdźmy od rzeczywistego, nieusuwalnego faktu.
Najdrobniejszego, ale tak znamiennego, że zapada w pamięć na całe życie.
Świadectwo.
Zastanawiający szczegół, który opromieniony wiarą i miłością zostaje
umieszczony w kontekście i zharmonizowany z większa całością, staje się
integralną, niezbędną częścią tej całości. Ukazuje swój ukryty sens. I odkrycie
tego sensu i tej harmonii jest poetyckim poematem Uwielbienia.
Świadectwo. Świadectwo
kogoś z poddanych Królestwa Bożego. Pietyzm dla szczegółu i umieszczenie go
kontekście Czegoś większego. Czyli Miłość Prawdy i ciągłe nawracanie do
Mądrości. W swoistym braterstwie z innymi, choćby wciąż błądzącymi, poddanymi
Królestwa. Gdziekolwiek są. Blisko, czy daleko.
To właśnie ów inny
wymiar rzeczywistości, który przeniknął tajemniczo do dusz Szewca i Młodej
Matki, prześwietlił je i znalazł ujście w świadectwie, które jest czystą
poezją.
To iluzja, czy rzeczywistość?
A kto to może docenić? Spodziewam się, że moi wirtualni
przyjaciele, adresaci tej epistolografii, przypadkowi czytelnicy. Szukający
Królestwa Bożego, które jest na co dzień jakoś ukryte, ale ciągle się objawia
uważnemu oku. I za chwilę znów się ukrywa. Ale nigdy nie znika. Pamiętajmy o
tym, nawet wówczas, kiedy „mamy robotę”.
Ale rozglądajmy się, bo świadectwa ciągle się pojawiają.