na co zarezonowałem, czyli tekst Krzysztofa Koehlera "Django w salonie warszawskim "(W Sieci, 18 lutego 2013, str.60)
Link: część pierwszaNie widziałem tego filmu (Django Unchained). Rozkuty, uwolniony z łańcuchów, były niewolnik.
Quentin Tarantino. Reżyser.
Pan Krzysztof Koehler mnie zachęcił swoim esejem. Minęły trzy kwartały, cena spadła, może jakiś DVD w cenie promocyjnej? Zobaczymy. Bo pana Q. nie bardzo lubię. Na hasło postmodernizm wzruszam ramionami. Zatykam nos. Nie dość, że lekarstwo może gorsze od choroby, to jeszcze cuchnie. Poczekam, aż je wypróbują na zdrowszych.
No i doczekałem się...
Eseista K.K., (inspirowany, czy też rezonowany przez film pana Q.) rozważa problem UWOLNIENIA.
Pewnie wszyscy, z wyjątkiem mnie, już byli na tym filmie.
"Czy niewolnik, choćby i wyzwolony, może kiedykolwiek stać się naprawdę wolnym człowiekiem?"
Pytanie, mówiąc po norwidowsku, "nienowe". Inaczej formułując, stawiał je śp. ksiądz Józef Tischner. Tylko nie wiadomo do dzisiaj, kto to był - ten homo sovieticus. Ci biedni, szarzy, skołowani Polacy, czy ci, co ich kołowali, łącznie z czcigodnym księdzem profesorem?
Pytacie - Profesor kołował czy był kołowany? Niejasno?
Com napisał, napisałem.
Ale ja nie o tym. Pewnie sobie obejrzę, jak Tarantino pokazuje byłego niewolnika korzystającego z odzyskanej wolności.
Czytał księdza profesora? Wątpię. Już sobie wyobrażam te mocne sceny, godne Tarantino, postmodernistycznie szokujące. Wtedy coś o tym napiszę.
Będzie jakieś wycinanie swastyk na czole, czy coś w tym rodzaju? Ups, to nie te problemy.
Wyobraźcie sobie, żeby wycinali czerwone gwiazdy - enkawudzistom na czole!
Ale historia! Ci faszyści - eneszetowcy - nasze - "bękarty wojny" - na to nie wpadli.
Traktowali jeńców - sowieckich politruków i ich pomagierów, pospolitych bandziorów - co najwyżej - kulką w łeb.
Grunt, to mieć szeroki oddech i wiedzieć, czym m o ż n a szokować! Albo nie wiedzieć, czym nie można, ale przypadkowo nie robić tego. Szokujący Szczęściarz!
No dobrze, on może nie wiedzieć. Ma prawo. Ale my - nie mamy żadnego postmodernistycznego twórcy, chcącego zaszokować świat naszymi bękartami?! Tylko międlenie pokłosiem?!!! I wyuzdany taniec na ruinach Warszawy???!!!!
Ufff. Już, już. Puściło.
Czytał księdza profesora? Wątpię. Już sobie wyobrażam te mocne sceny, godne Tarantino, postmodernistycznie szokujące. Wtedy coś o tym napiszę.
Będzie jakieś wycinanie swastyk na czole, czy coś w tym rodzaju? Ups, to nie te problemy.
Wyobraźcie sobie, żeby wycinali czerwone gwiazdy - enkawudzistom na czole!
Ale historia! Ci faszyści - eneszetowcy - nasze - "bękarty wojny" - na to nie wpadli.
Traktowali jeńców - sowieckich politruków i ich pomagierów, pospolitych bandziorów - co najwyżej - kulką w łeb.
Grunt, to mieć szeroki oddech i wiedzieć, czym m o ż n a szokować! Albo nie wiedzieć, czym nie można, ale przypadkowo nie robić tego. Szokujący Szczęściarz!
No dobrze, on może nie wiedzieć. Ma prawo. Ale my - nie mamy żadnego postmodernistycznego twórcy, chcącego zaszokować świat naszymi bękartami?! Tylko międlenie pokłosiem?!!! I wyuzdany taniec na ruinach Warszawy???!!!!
Ufff. Już, już. Puściło.
Teraz napiszę, jak zarezonował Krzysztof Koehler, oglądając ten film.
Bo o moim rezonansie na jego tekst już wspomniałem. Nie napisałem tylko - dlaczego ten rezonans. Nie teraz. Teraz będzie o jego rezonansie.
Mój rezonans na jego tekst - wyostrzył moje widzenie jego rezonansu.
Facet ogląda sobie amerykański film o byłym niewolniku i wszystko mu się kojarzy ... ze sprawą polską. Istny słoń a sprawa polska!
Potęga prawdziwej sztuki! Nawet postmodernistycznej. Bo prawdziwy talent, jako Boży dar, pokonuje wszystkie bariery i uwalnia się z okowów każdej ideologii. Pewnie to jest przypadek pana Q.
Koehler właściwie niewiele pisze o filmie. Jakieś szczegóły. Wróć. Gdzie tam szczegóły, zaledwie omówienia, aluzje i to od razu ocenne. Jakby inteligentne streszczenie bez odbierania przyjemności obejrzenia filmu (z tą przyjemnością - to bez przesady, jak dla kogo), ale streszczenie zawierające nie fabułę, tylko zamysł reżysera, przepuszczony przez ideowy filtr. Filtr naszego "polskiego zaścianka", z którego pochodzi eseista.
Koehler nie chwali filmu, ale myśli o tym, co go zajmuje, z czym mu się kojarzy, co go napawa troską. Jak człowiek, który jest "chory na Polskę" a przez to, mi bliski.
Garść cytatów:
"Zachowanie postaci granej przez Samuela L.Jacksona (...) nazwałbym (...) słowem: sprzeniewierzenie się. (...)
Postkolonializm nazwie takie zachowanie poszukiwaniem hegemona zastępczego, odcięciem się od zdegenerowanej (podkreślenie KR. ja bym umieścił tu cudzysłów - ale Koehler wali po oczach!) wspólnoty. (...)
Obejrzałem "Django" i po raz kolejny oczy otworzyły mi się na rzeczywistość, która jest moją rzeczywistością, wcale nie z Południa Stanów.
A dwa dni po "Django" obejrzałem "Anatomię Upadku".
(...)
Różne typy i zakresy tego sprzeniewierzenia. Kto jest kim? Na kogo spadła bezradność?
Kto zajrzał w oczy bestii i już nie jest tym samym człowiekiem? (O matko! prawie ta sama, herbertowska poetyka! A skąd mu to? Przyp.KR)
(...)
Kto ucieka od wspólnoty? (tu już Kohler nie używa przymiotnika zdegenerowana przyp. KR)"
Ja jeszcze bym dodał swoje rozważania nad filmem "Układ zamknięty". Bo rozważania pana Krzysztofa K., o tym filmie, moim skromnym zdaniem, to pięknoduchostwo kompletnie nie na temat. A ocenione, jako "znakomite")
Uderzył mnie u Koehlera motyw trudno zbywalnej albo niezbywalnej mentalności "niewolnika rozkutego". Ja pisałem o tym samym, omawiając właśnie film "Układ zamknięty"! Może nie tak dobitnie?
Jemu się nie skojarzyło. Rozważał tak uniwersalnie, że aż strach. Skojarzył Bugajskiego ze Steven'em Soderbergh'iem. I tak, minąłem się w drzwiach z taką znakomitością.
Problem, który zapoznaje w filmie "Układ Zamknięty" Bugajski, tworząc charakterystykę postaci "ofiar" - niemal marionetek, Koehler jakby - pogłębia, przypisując im swoistą, rzekomą "anielskość", która wzbudza jego wątpliwości.
Uderzył mnie u Koehlera motyw trudno zbywalnej albo niezbywalnej mentalności "niewolnika rozkutego". Ja pisałem o tym samym, omawiając właśnie film "Układ zamknięty"! Może nie tak dobitnie?
Jemu się nie skojarzyło. Rozważał tak uniwersalnie, że aż strach. Skojarzył Bugajskiego ze Steven'em Soderbergh'iem. I tak, minąłem się w drzwiach z taką znakomitością.
Problem, który zapoznaje w filmie "Układ Zamknięty" Bugajski, tworząc charakterystykę postaci "ofiar" - niemal marionetek, Koehler jakby - pogłębia, przypisując im swoistą, rzekomą "anielskość", która wzbudza jego wątpliwości.
Tymczasem - moim zdaniem - pudło! To nie "anielskość" - tylko owo "unchained" tout court!
Wreszcie Koehler podaje swoje rozwiązanie dylematu "człowieka rozkutego", homo sovieticus.
Wreszcie Koehler podaje swoje rozwiązanie dylematu "człowieka rozkutego", homo sovieticus.
"Troska i solidarność.Hmmm. Zapewne, zapewne. Ale nie zapominajmy. Nie ma lekko. Zapomniał, że napisał?
Współuczestnictwo. Ale bez kompensacyjnych opowieści. Twardo i realnie, na ile można."
Kto zajrzał w oczy bestii i już nie jest tym samym człowiekiem?Żeby być prawdziwie wolnym, trzeba mieć odrobinę (?) niezbędnej odwagi. I nie tylko.
Ale o tym "nie tylko" będzie później. Właśnie o tym, z czym jesteśmy z panem Krzysztofem "w jednej partii".
Czyli "dlaczego (naprawdę) się obudziłem".
Jesteś wolny? Masz czas? Spróbuj pomyśleć...
Czekam zatem na ciąg dalszy. Na razie się nie wypowiem z powodu nieznajomości meritum. Nie oglądałem ani "Django" (Drogi Autorze, nie jesteś sam! :-)), ani - wciąż jeszcze - "Układu zamkniętego". Postaram się zdążyć do czasu opublikowania części trzeciej.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Romeus